– Siedzieliśmy na tej ławce, wiesz której, tam, za tą drugą, mniejszą górką. Tak, tej, co opowiadałeś, że pijałeś tam piwko z kolegami jak byłeś młody. Prawie cała nasza ekipa, co to wiesz, na fejsie nie siedzi, a raczej czyta i myśli. Ja, Szyja, Mała, Pączek, Leszczu, Duda i Janek. Janka chyba nie znasz, niedawno się z nami zadaje. To nie jest jego prawdziwe imię, tak kazał na siebie mówić. Od jakiegoś bohatera z książki. Jakiegoś poety, co dawno umarł. Co? Tak, chyba z tego. Piliśmy piwo, paliliśmy… Tak, wiem, że to niedobrze. Ale sam przecież podobno paliłeś jak smok. Wiem, że nie wolno pić piwa w miejscu publicznym. W pewnym momencie podeszli oni i od razu byli agresywni. My siedzieliśmy spokojnie, daliśmy dowody, pogasiliśmy fajki, butelki wyrzuciliśmy na ich rozkaz do kosza. Wyraźnie nas prowokowali, a Szyję łatwo jest sprowokować, więc nie wytrzymał i krzyknął, że wiesz co w dupę policji. Wtedy uderzył go po raz pierwszy ten z wąsami, najstarszy. Widać było, że on tu jest najważniejszy, pozostali dwaj byli dużo młodsi od niego, nie byli tak agresywni i wulgarni.
Jak ten stary uderzył Szyję, to ja zaczęłam się drzeć, trochę przeklinałam, powiedziałam że tak tego nie zostawię. Że pożałują tego. Wtedy ten stary zaczął podburzać młodych, żeby się gówniarą, czyli mną, zajęli. Jeden ciągnął mnie za włosy, drugi wykręcił ręce i założył mi kajdanki. Wtedy wrzeszczeli już wszyscy, a ten z wąsami wyjął pałkę i po kolei tłukł nią wszystkich. Dziewczyny też. Zadzwonili gdzieś i przyjechał taki większy samochód – suka. Czytałam, to wiem. A może ty mi mówiłeś?
Wrzucili nas do tego samochodu, czułam się jak bohater tych starych filmów, co z mamą oglądacie. Zawieźli nas na komendę przy szpitalu. Większość z nas była w szoku, tylko ja i Szyja się rzucaliśmy. Przeklinaliśmy też, przyznaję. Przeklinałam i groziłam im, choć sama nie wiem czym mogłabym im grozić. Szyja też cały czas wrzeszczał. Wrzucili nas do takich pomieszczeń za kratami, osobno dziewczyny, osobno chłopaków. Nie zdjęli mi kajdanek, Szyi też nie – tak mówił.
Wzywali nas na przesłuchanie pojedynczo. Najpierw chłopaków po kolei, słychać było jak ten z wąsami się drze, słyszałam też, że jak ich prowadzili, to tłukli ich, chyba tymi pałkami, bo chłopaki krzyczeli z bólu. Znasz Szyję, on się jak zwykle stawiał, nawet widziałam, że jednego próbował kopnąć, rzucili się wtedy na niego we trzech. Potem mi opowiadał, że w pokoju przesłuchań przykuli go kajdankami do kaloryfera i tłukli na zmianę. Dwa zęby mu wybili. Grozili, że mu wlepią atak na funkcjonariusza, a i że w narkotyki go wrobią. Strasznie potem wyglądał. Nie wiem która była godzina, telefony nam zabrali, w każdym razie było już ciemno, kiedy zaczęli wyciągać na przesłuchania po kolei nas. Najpierw poszła Duda, potem Mała. Ja na końcu.
Szarpałam się, więc ciągnęli mnie za włosy. Prowadził mnie jeden z tych młodych, a za biurkiem siedział ten z wąsem. Wyzywał mnie od dziwek, szmat, kurew i opowiadał, co z takimi zawsze robi. Zapytałam go, czy robi tak w imieniu Rzeczypospolitej, którą reprezentuje, i czy może zakrywa wtedy orła, który wisi nad jego głową. On wtedy powiedział, że jak wiesz co mu zrobię, to on odstąpi od dalszych czynności. Że nie będę miała potem nieprzyjemności w sądzie i zaraz puści mnie do domu. Zaczęłam wówczas krzyczeć, szarpać się, wrzeszczeć. Wtedy ten skurwysyn, przepraszam że tak mówię przy tobie, ale chyba mnie rozumiesz, przykuł mi wykręcone do tyłu ręce do krzesła, młodym kazał wypierdalać, zamknął gabinet, rozpiął rozporek…
Przerwałem jej. Nie chciałem, by dalej opowiadała. Na pewno przeżywała to przez ostatnie miesiące wiele razy. Moja nastoletnia córka, zgarnięta na komisariat za wykroczenie polegające na piciu piwa w miejscu publicznym została zmuszona do seksu oralnego z przedstawicielem władzy. Po wszystkim policjant – degenerat wypuścił całą grupę do domów. Lidka przyszła do domu spłakana, zamknęła się w pokoju, przez kilka dni nie odzywała się do nikogo, nie wychodziła, nie odbierała telefonów, nawet od swojego chłopaka. Ten przyszedł do nas nazajutrz, bez dwóch zębów, posiniaczony, opowiedział, co mniej więcej działo się na komisariacie, nie wiedział jednak, co przydarzyło się Lidii, gdyż ona sama nie chciała o tym rozmawiać.
Dopiero po kilku dniach, kiedy wyszła ze swojego pokoju, powiedziała mojej żonie co się stało. Ta z kolei nie od razu podzieliła się tą informacją ze mną, może to i dobrze, bo zna mój charakter i wiedziała, że gotów byłbym pójść i spalić ten komisariat wraz ze wszystkimi w środku. Odczekała kilka dni, stopniowo przygotowywała mnie do tej rozmowy.